3. Życie kontemplacyjne w latach 1933-1936

30 stycznia 1933 roku s. Tajber pisze, że Jezus obudził ją o północy, aby pisała z zapałem o tym, o co On w Żytomierzu prosił ją w sprawie czci Swojej Boskiej Duszy. Zaznacza, że w jednej chwili ożyły w niej wszystkie pragnienia, którymi On ją karmił przez 14 lat. Podkreśla, że Jezus znowu powtarzał: „Ja w tobie żyję tak, jak przez cały czas pouczałem. Ty się nic nie obawiaj pisać, a otwarcie przedstaw całą sprawę Kościołowi Mojemu, bo Ja tego pragnę i pamiętaj, że sprawa życia Mego w duszy, jak ty pojmujesz, jest właśnie dźwignią odrodzenia każdej duszy poszczególnie i wszystkich dusz społem, a więc całego rodzaju ludzkiego i dla tej racji ty musisz być całkiem szczera, spokojna, odważna, a głównie żyj Mną w tobie żyjącym, a wszystko potrafię przez ciebie uczynić, co zamierzam”.

S. Tajber po spowiedzi św., 6 października 1934 roku, doświadcza zjednoczenia z Bogiem. Z niezwykłą rozkoszą i łatwością przeżywa myśli o Majestacie Bożym, o wiekuistym Jego bycie, które dają jej szczęście niemożliwe do opisania. „Bo dusza moja smakowała jakoby w tej rozkoszy odwiecznego bytu. Bóg widział mi się być tak kochany, tak wielce godnym kochania, tak bardzo wielkim, tak wielkim majestatycznie Swoją Boską powagą, prawem, dobrem, pięknem i sprawiedliwością, że oddychałam w tej chwili jakby inną, całkiem inną atmosferą ducha, umysłu i woli”.

W chwilach zjednoczenia, pisze s. Zofia, „gdy pojmuje jakoś doświadczalnie”, że Jezus jest nie tylko zbawcą, ale samym Stwórcą, rodzi się w niej pożądanie, by każdą duszę pociągnąć ku Bogu. Mistyczka wyjaśnia, że gdy jednoczy się z Duszą Boga Zbawiciela, to z tego zjednoczenia czerpie moc Jego zbawczą, cudotwórczo-leczniczą, która ją usprawiedliwia i wyposaża w „przedziwne blaski piękna Boskiego”, w „samo piękno niezrównane”, ponieważ ta moc zbawcza staje się zbawczym życiem, rozlewającym się w niej, ale także przez nią na otoczenie, gdyż Jezus do stanu zbawczego pociąga, pobudza przez nią i innych. Wówczas s. Zofia stwierdza, że Jezus Zbawca udziela tę moc zbawczą nie tylko dla niej, ale i dla innych członków Ciała Mistycznego. Zaś, gdy jednoczy się z Duszą Chrystusa jako z Duszą Boga Stworzyciela, to całkiem inna moc płynie z Jezusa do niej. Są to siły innego „gatunku”, innego „rodzaju”. Wówczas dusza jakby „wbiera” w siebie Samego Stwórcy poglądy, poznanie, ocenianie, „decydującą moc i cudotwórczość jakąś dziwną, nieznaną mi dotąd, a i znajomość o rzeczach wewnętrznych całkiem nową”.

S. Tajber w „uzupełnieniach z notatnika pod tytułem: „Opis życia mego wewnętrznego r. 1909-1920” przedstawia swój sposób dojścia do mistycznego zjednoczenia z Bogiem. Jest nim dążenie do posłuszeństwa woli Bożej, nawet w zesłanym przez Niego upokorzeniu. Zaznacza, że nie kochała samego upokorzenia jako upokorzenia, ale wolę Bożą zawartą w nim. Wówczas kochała Boga, który poprzez to upokorzenie „ćwiczył” ją w osiągnięciu pokory. W tych momentach upokarzająca osoba przestaje istnieć, bowiem jest tylko narzędziem w rękach Boga, który z miłości, pragnie uwolnić człowieka od miłości własnej, pychy, ambicji itd. Mistyczka pisze, że wtedy zapominała całkowicie o tym upokorzeniu, natomiast całą uwagę zwracała na umiłowanie woli Bożej, aby przez miłość jednoczyć się z Bogiem-Człowiekiem, który w tym doświadczeniu upokorzenia jeszcze większą obdarzał miłością. Dlatego, jak stwierdza s. Paula, wraz z usunięciem miłości własnej umierała niechęć do osoby zadającej przykrość, a w to miejsce pojawiała się życzliwość. Starała się też zrozumieć tę osobę, że w tej chwili jest ona słabym narzędziem w ręku Boga, który poprzez to cierpienie pragnie ją wprowadzić na wyższy stan zjednoczenia mistycznego. Stąd też uniewinniała tę osobę, mówiąc, że to „wola Boża”. Osiągnięcie takiego stanu ducha jeszcze mocniej prowadziło do zjednoczenia z Bogiem.

S. Zofia nazywa ten osiągnięty stan ducha, mimo różnych przeszkód zewnętrznych i wewnętrznych, „najdrogocenniejszą chwilą życia mego dla zasług”. W tym stanie ducha sam Jezus upodabniał ją do Siebie, Swoje wewnętrzne, ofiarne życie jakby w niej i przez nią przedłużał, a sama jedność z Nim stawała się słodka, iż cierpienie przestawało być cierpieniem, a stawało się „czymś dziwnie mistycznym, pełnym zasług i zbliżającym do Boga”. Wówczas, jak pisze, „żyła prawdziwie w Bogu i Samym Bogiem”, a rzeczywistość zewnętrzna przestawała dla niej istnieć, liczyła się tylko rzeczywistość mistyczna. Nawet, gdyby jej w tej chwili zadawano wielkie cierpienie, przyjęłaby je ze względu na zadającego, czy czasem nie popełnia grzechu, a więc obraża Boga. I ta obraza Boga najbardziej ją bolała, bo sama była w pełni szczęścia, zjednoczona z najsłodszym Bogiem. W ten sposób s. Paula pojmuje podobieństwo do Jezusa, które chciał On w jej wnętrzu ducha posiadać i o które zabiegał.

W tych chwilach, podkreśla Mistyczka, „miałam przeświadczenie, że znajduję się w miłujących objęciach Boga Samego. A im boleśniejsze były te dotknięcia woli Boga, a potrafiłam wtedy kochać Boga, tym wyraźniej wyczuwałam siłę miłości Boga ku mnie. Otóż wchodząc w jakiś przedziwny mistyczny świat w chwilach cierpień, poznawałam tajemnicę specjalnej, niezwykłej rozkoszy duchowej, która w sobie zawiera poddanie się woli Boga, a szczególnie podczas cierpień, pełnienie wtedy tej Woli Boga i serdeczne miłowanie Boga i Jego woli w takich ostro doświadczalnych chwilach”.

za: Ks. Stanisław Urbański, Mistyczki niepodległej Polski 1918-2018, Warszawa 2018.