16/ 23 V 1925

Odprawiając w dzień pierwszy rekolekcji „Drogę Krzyżową”, z wiarą i żywością pytałam Pana Jezusa, dlaczego On tak cierpiał i był tak poniewierany? Pytałam tak gorąco, serdecznie, szczerze, jakbym nie wiedziała dlaczego On cierpiał.

Gdy uczułam zjednoczenie z Panem Jezusem osądzonym na śmierć haniebną i wyczułam stan Jego ducha, usłyszałam Go w głębi mej mówiącego: „Dlatego tak trudną, krwawą drogę obrałem, aby móc dojść do mojej oblubienicy najdroższej i zdobyć sobie ją na własność − na wieki” (pod słowem „oblubienicy” rozumiałam w ogóle duszę ludzką).

„Trudna jest droga Moja do ciebie, o bardzo ciężka, mozolna i krwawa”. Odczułam, że mówi o życiu Swoim obecnie we mnie, i tutaj zaczął tak serdecznie płakać, tak żalić się gorąco, że łzy, jakby pożyczone od Jezusa, zaczęły płynąć obficie z oczu moich, a o które u mnie tak bardzo trudno.

Przed rozpoczęciem „Drogi Krzyżowej” nie byłam usposobiona należycie do modlitwy, ale Jezus Swoją żałością słodką, subtelną wszystko we mnie poruszył i dziwnym światłem sumienie moje oświecił.

Nie widziałam wyraźnie grzechów moich, ale krzywdę, którą Jemu najlepszemu wyrządziłam i wyrządzam.

Wyczułam, jak Go męczyłam tym, że obraz Boży w sobie tak grzechami zeszpeciłam – a teraz, gdy już go odzyskałam – na nowo Jezusa umęczam już lżejszymi grzechami, ale które są również Jemu wielkim ciężarem i bólem nieznośnym, gdyż On pragnie we mnie żyć, a ja Jemu przez swoje ułomności, lekkomyślność, roztrzepanie nie daję tego, czego On we mnie szuka i co pragnie posiadać. O, cóż to za praca! A jakiego zaparcia się trzeba!
O, gdybym to ja mogła posiąść inną pamięć, wyobraźnię, inny rozum, wolę, serce, gdyby wierność moja była stała, głęboka i subtelna, wtedy by mój słodki Jezus miał inne życie we mnie. A tak On tęskni, ufa, czeka i wciąż cierpi dokuczliwie. Wiem doskonale, że jako Bóg, a nawet jako Człowiek pełen chwały i szczęścia wiekuistego, nie może cierpieć, lecz te cierpienia, o których mówię, są zupełnie inne, aniżeli my sobie wyobrazić możemy.
Jezus żyjąc w duszy, nie może być obojętny na jej upadki i niedoskonałości. On taką siłą pożądał duszę ludzką, On tak ją ukochał i z Ojcem zjednoczyć zapragnął, iż nie może z zimną obojętnością znieść tego, co się w łonie tej duszy dzieje, a którą chce w Siebie przyoblec i najściślej ze Sobą Bogiem zjednoczyć (--).