3/ 19 X 1919.

O, Boże, jak ja marnuję czas, czas tak drogi i piękny. Jestem mało zjednoczona z Tobą, o Jezu. Ty mnie obdarzasz tak potężnymi łaskami, a ja nie umiem jeszcze szczerze za nie dziękować, należycie z nich korzystać i ich używać tak dla swego dobra jak i innych dusz.
Ach, kiedy to już całkiem będę należała wyłącznie do Ciebie mój Jezu. Czas, ten cudowny przewodnik, ten przyjaciel nieoceniony, łącznik między niebem a ziemią, jest przeze mnie tak mało ceniony. Jego ja pragnę użyć wyłącznie na to, by on mnie złączył, zjednoczył z Tobą, Chryste Panie. Kiedy to nastąpi czas taki, że umrę dla wszystkiego, co od Ciebie odciąga, odrywa, więc i dla siebie samej, a będę żyła jedynie Tobą, moim Bogiem.
Jezu, uczyń ze mną tak, bym zapomniała, że żyję na ziemi, a żyła duchem wyłącznie w niebie z Tobą, przy Tobie, dla Ciebie.

Tak trudno mi jest oderwać się od samej siebie, lecz ta trudność pochodzi stąd, że duch mój, moja dusza jest jeszcze ospałą, leniwą. Przecież ty takie łaski mi dajesz, że tylko westchnąć mi trzeba, a czuję od razu siebie przy Tobie. Lecz leniwą jestem, więc dużo, bardzo dużo chwili w dniu upływa bez życia duszy mojej w Twojej Boskiej Duszy. Ach, wybacz mi Jezu, moją opieszałość względem miłości Twojej. Widzisz, że pragnę sercem, duszą całą należeć wyłącznie do Ciebie.

Wiem, że jeżeli taki czas nastanie, że zatracę swoją wolę, pamięć, świadomość, wszystko, wszystko, co w duszy posiadam w Tobie – o wtedy niebo będzie w duszy mojej, gdyż Ty Najświętszy, będziesz odpoczywał w niej jak w raju.

Jezu, tęskno mi do nowicjatu, lecz nie ziemskiego, a takiego, w którym by dusza moja czuła, że jest pod opieką i kierownictwem samego Boga.

Bóg mój, jedyny władca duszy mojej, niech mną kieruje, niech uczyni mnie taką, jaką mnie pragnie mieć tu na ziemi. Wiem, że Twojej Matce, mój Jezu, tylko okryć mnie swym płaszczem opiekuńczym a wszystko, wszystko co niepotrzebne z pamięci mej uleci, a Sam Bóg Ojciec z Synem i z Duchem Świętym będą żyli w duszy mojej.

Ach, jak jestem jeszcze obojętną na wszystkie otrzymane łaski z nieba. Nie umiem ich należycie ocenić i za nie szczerze dziękować.

Boże mój, Miłości moja jedyna, tęskno mi do całkiem innego życia, tak zewnętrznego jak i wewnętrznego. Chciałabym mieszkać w ciszy, z dala od ludzi, zgiełku i świata. Cieszyć się jedynie miłością Duszy Pana mego. To moja radość, to moje szczęście byłoby również radością i szczęściem mego Pana, gdyż jedynie miłość dusz Jego stworzeń może ugasić pragnienie Jego Duszy.

Ach, kochać Ciebie, Jezu mój kochany – to znaczy żyć w niebie.

Nigdy w życiu moim nie pragnęłam śmierci, a teraz bardzo jej pragnę, bo wiem, że po śmierci życie wieczne następuje i jest z Tobą w Tobie. Wiem, że jeżeli umrę, choćby w tej oto chwili – cieszyć się będę Życiem.

Ty jesteś życiem. Więc jeżeli będę z Tobą ściśle zjednoczona miłością, już nigdy więcej nie umrę, choć dusza żyć będzie jeszcze w ciele tu na ziemi.

Ach, wiem, że trzeba jeszcze wiele razy w życiu umierać, by dobrze umrzeć prawdziwą śmiercią, a raczej – by prawdziwie żyć zacząć, życiem prawdziwym. Pragnę umrzeć, by żyć dalej, choćby nawet na ziemi i to w ciele lecz już życiem innym, nie ziemskim, a życiem duszy zatopionej w niebie. Chcę powiedzieć, że pragnę, bym już nie ja żyła, a żył jedynie Chrystus we mnie.

To samo pragnienie jest i Chrystusa Pana, lecz temu zjednoczeniu jedno jest przeszkodą – oziębłość, lenistwo ducha i opieszałość moja.

Czuję, że wszyscy, wszystko czeka na mnie, kiedy to ten lód duszy mojej ruszy?... Kiedy to moje ospałe serce, leniwa wola się obudzi?...

Wiem, że nieopisanie wielkie łaski czekają mnie, jak i inne dusze. Lecz aby to się stało, muszę się dźwignąć i umrzeć dla siebie.