9/ List z 16.11.1921, [środa]

1 (9).
16 XI 1921, [środa].

…Chciałam jeszcze to napisać, że ja miłość moją ku Jezusowi buduję na Jego ku mnie miłości i wiedząc o tym, że ona wiecznie trwa, staram się ją żywo w sobie wyczuć i przez to życie wewnętrzne staje się coraz bogatsze, gdyż czuję miłość Jezusa, zapalając się nią, to samo uczucie szczęścia wzrasta i we mnie ku Bogu. Zwykle, czy to się modlę, czy rozmyślam, czy zajęta jestem jakąś pracą, lub gdzieś zdążam, staram się chociażby chwileczki spędzać na miłujących piersiach Jezusa, który jest tak szczęśliwy, że jestem nie tylko myślą, duchem, ale całą swoją osobą przy Nim. W tym wypadku nic nam w tego rodzaju dowodu wierności Jezusowi nie może przeszkodzić, jedynie nasza ospała wola, pamięć i uczucie, a które łatwo dają się pielęgnować i wzrastać w podobnych ćwiczeniach wiernej, wdzięcznej miłości.

Trzeba zwrócić uwagę na to, że w ten sposób podwójnie się modlimy, a jakie korzyści czynimy, to nawet trudno sobie wyobrazić. Pierwsze – czy modlimy się, czy rozmyślamy wtedy nie z takim łatwym roztargnieniem to czynimy, bo ogrzani obecnością Jezusa, modlimy się żywo, płomiennie, nadając różnobarwny charakter oddźwiękom poruszeń duszy – i wtedy życie wewnętrzne wzbogaca się i nie jest jednostajnym, bezdźwięcznym, suchym – przeciwnie przelewa się zraszając w łaski Boże duszę.



Drugą korzyścią jest to, że Jezus staje się nam bliskim, drogim, koniecznym przyjacielem, bez którego już żyć nie moglibyśmy wcale – to znaczy, że bez tej pewności obecności Jego i miłości, którą Jezus nam dowiódł przez śmierć swoją i życie utajone w Przenajświętszym Sakramencie, życie nasze nie byłoby życiem – wzrostem, a tylko walką i wyniszczeniem (--).