4/ Radosne dźwiganie krzyża

Uzyskiwanie od Władzy kościelnej coraz to wyższego statusu potrzebnego do osiągnięcia tożsamości założonej przez Zofię Tajber instytucji odbywało się nic bez cierpień, przeciwności i pokonywania piętrzących się ciągle trudności. Zresztą cała droga Założycielki była jedną Golgotą, jednak ona nie uważała jej za taką. Niemalże od chwili swego nawrócenia umiłowawszy Boga nade wszystko, nigdy w tę Jego miłość nie zwątpiła i na niej budowała swojo nowe życie. Chcąc się odwzajemnić Bogu, dawała Mu ciągle radosne dowody swojej miłości. Nawet w cierpieniu starała się okazywać Bogu wdzięczność, zachować wesele i pokój, aby miał w jej duszy zawsze „słodkie odpocznienie". Wola Boża, obojętnie czy przenosiła jej cierpienie czy radość, była dla niej umiłowanym „pokarmem i napojem". Nazwała ją oddechem duszy. W chwilach prób, myśl że widocznie Pan Bóg tak chce, przywracała jej równowagę, pokój, zaprawiała do męstwa, wielkoduszności, cierpliwości i przetrwania wielu ciosów.

Pierwsze kilkanaście lat istnienia zgromadzenia charakteryzowało sią wielkimi brakami materialnymi. Uwłaszcza prymitywne warunki mieszkaniowe powodowały niską stopę życiową, niedostatek, częste doskwierał głód. To jednak nie zrażało M. Pauli ani sióstr formowanych w świetle jej wielkiego i wspaniałomyślnego ducha. Umiały nawet tym „minimum" dzielić się z biednymi i pracować bezinteresownie, a takie potrzeby zachodziły stale.

Prawdziwych cierpień czyli utrapień moralnych dostarczały Zofii Tajber okoliczności, które napotykała w rozwoju swej doktryny. Było to po części zrozumiałe. Jej koncepcja ideowa, chociaż mocno oparta o naukę objawioną, niemniej połączona z mistyką i prywatnymi objawieniami, budziła nieraz zastrzeżenia ze strony czynników kościelnych przez swoiste ujęcie, nie zawsze mieszczące się w dotychczasowej terminologii teologicznej. Mogły również razić przelane na papier jej prekursorskie myśli, które dopiero dzisiaj w świetle nauki soborowej można zrozumieć i pozytywnie ocenić.

Matka Założycielka mężnie trwała przy „sprawie", jak nazywała syntezę głoszonej przez siebie nauki. Nigdy jednak nie uczyniła nic, co by było sprzeczne z wolą hierarchii kościelnej i zawsze nakłaniała siostry do posłuszeństwa Kościołowi w sprawach doktryny wiary. Sama również zachowywała taką postawę. Różne nakazy i zakazy przyjmowała ze spokojem i wdzięcznością ufając, że jeśli Bóg powierzył jej taką „sprawę", to On sam ją przeprowadzi przez wszystkie burzliwe i niebezpieczne drogi.

Prześledzenie dziejów historii zgromadzenia od strony prezentowanej przez Matkę Paulę nauki, wskazuje na przedziwną Opatrzność Bożą, która nie pozwoliła na rozpad jej dzieła. Rosło ono w ogniu przeciwieństw, niechęci i niezrozumienia. „Sprawa" miała wielu przeciwników, a nawet zaciętych wrogów. Nie brakło jednak także od samego początku wielu światłych kapłanów, którzy umieli dostrzec w pismach Matki wiele pięknych, mistycznych myśli. Bronili dlatego ich słuszności, a także przejęli się, ich wartością, mniejszą uwagę zwracając na pewne nieścisłości. Widzieli bowiem możliwość wzbogacenia życia religijnego przez kult Duszy Chrystusowej i tajemnicę bytowania Chrystusa w duszach ludzkich.



Ostatnią bolesną próbą Matki Zalożycielki było złożenie jej z urzędu przełożonej generalnej i przeniesienie na placówkę zgromadzenia do Siedlca. Tam zakończyła życie w 1963 roku w opinii świętości. Na Mszy św. pogrzebowej, która została odprawiona w kaplicy domu generalnego w Krakowie, ówczesny Biskup, rządca diecezji, wikariusz kapitulny Karol Wojtyła, pięknie scharakteryzował sylwetkę Matki Założycielki, wskazując na głębię jej ducha i aktualność idei.