3/ List z 8.10.1921, sobota

Chcę opisać jak zwykle dzień mój rozpoczynam. Gdy budzę się w nocy, choć zwykle prawie wcale się nie budzę, bo śpię doskonale – od razu staje mi myśl, albo ją uprzytamniam, że żyję w samym szczęściu, w Bogu i wielka wdzięczna radość ogarnia duszę moją – i nią w tejże chwili rozświetlam Duszę Jezusa, która mnie całą ogarnia. Lecz od razu staram się zasnąć, bo wiem, że to jest czas przeznaczony przez Boga na odpoczynek i zaczerpnięcie sił dla Jego chwały, którą w ciągu dnia przejawiać muszę. A więc zasypiam z uśmiechem w duszy do Jezusa, chwaląc zdrowym snem Jego Miłosierdzie.

Gdy z rana się budzę uprzytamniam sobie, że po to wstałam, aby dać Jezusowi uczynić w duszy mej w ciągu dnia większy postęp – a więc, ażeby Jezus wzrósł we mnie łaską swoją potężniej. Usposobienie staram się nastroić w jasnym, pełnym swobody ducha tonie.
Myśl moja wybiega często naprzód chwytając radośnie spotkanie się z Jezusem utajonym w Eucharystii (--).

Wiem i wyczuwam, że cud za cudem w duszy mej się odbywa, że już odczuwana, ale jeszcze tajemna praca rozwija się, lecz w końcu stanie się zupełnie dla mnie jasną.

Gdy przychodzę do kaplicy staję od razu przytomna przed Nim, moim Jasnym Panem i pozdrawiam Go, np. tymi słowy: „Niech będzie Bóg uwielbiony przez Swoje łaski i dary!”. Mówię to ze zrozumieniem i ze szczerym uśmiechem wdzięcznego uwielbienia (--).

Czuję jak Syn Boży rozkosz z mego pozdrowienia wyczuwa, gdyż ono jest czynione z prostotą, ale z gorącą miłością.

Potem zaczynam odmawiać różaniec, króciutkie akty i modlitewki, starając się każdemu słowu nadać życie ducha i uprzytamniam tę Osobę, do której ta modlitwa się odnosi – i tak staję się bogatszą w życie nadprzyrodzone, to jest łączące ziemskie życie z życiem łaski nieba (--).

Lecz i tak bywa, że wcale modlić się nie mogę, ani myśleć, ani kochać, nic, jakaś szara chmurka duszę moją okrywa – w takich chwilach również nic sobie z tego nie robię, ale zachowuję tylko spokój, który dla mego Pana jest najmilszy, bo w pokoju On swoją pracę rozwija – i choć szaro w duszy, ale wiem, że Jasny Pan w mej duszy, a więc to słonko moje za chwilę ducha mego oświeci i będzie przecudna pogoda.

I tak w istocie bywa, że podczas Mszy świętej ciemności swoją przędzą duszę pokrywają, ale ponieważ wola moja na to nie zważała i spokój ducha utrzymywała, Chrystus Pan po chwili zwyciężył i z radością mnie upieścił, bom tak wytrwale zaufała Jego bytności wszechpotężnej i dowiodła Mu, że On na mnie polegać może, gdyż ja Mu daję w sobie słodki pokój.



Zjednoczenie z Jezusem również i w ten sposób łatwo zdobywam: gdy jestem czymkolwiek zajęta, a szczególnie gdy znajduję się przed Nim utajonym w Przenajświętszym Sakramencie, uprzytamniam sobie, że mój dobry Jezus na mnie z miłością spogląda i staram się wtedy Jego Boskie wejrzenie wgłębić to znaczy, że mój wzrok duchowy patrzy na siebie wejrzeniem Jezusa. W takich chwilach dusza moja wspólnie z Duszą Jezusa spogląda na własną moją duszę i nią się cieszy razem z Jezusem. Czegóż tam nie znajdujemy – i żywą chęć istnienia jedynie dla Boga – zdolność pojmowania tego Boga – przecudne odmiany uczuć, których w żaden sposób opisać nie można – i tą wspaniałą pamięć, która z każdą chwilą żywszą się staje pod promieniami łaski miłości Boga na obecność Boga (--).