14/ 18 V 1925.

Zrozumiałam, że na skupienie w Bogu, pamięć na obecność Boga, obudzanie w sobie intencji, aktów, lub na inne ćwiczenia duchowne, mamy niejako wymówkę przed Bogiem, lecz na poczucie szczęścia w duszy swej nie mamy, gdyż na to ani czasu, ani warunków nie potrzeba – jedno we wszystkich chwilach i warunkach życia mieć to usposobienie – być szczęśliwą, szczęśliwą w Bogu. Największa z tego płynie chwała, gdyż dusza katolicka i w cierpieniu prześladowania i w chorobie, ubóstwie, głodzie, chłodzie, czy to w duchowym, czy cielesnym, zawsze jest szczęśliwa w Bogu, przez to przejawia najdoskonalej cnotę wiary, nadziei, miłości, wierności i jest to cała tajemnica uświątobliwienia – mocy i zjednoczenia z Bogiem.

Mieszkańcy królestwa niebieskiego z zachwytem spoglądają na triumf Boga w takiej duszy, żyjącej na wygnaniu w czasie próby. Taka chwała, jeśli można przyrównać, jest większa aniżeli dusz już żyjących w chwale, gdyż tam nie ma już przeszkód, walk, ani z naturą, ani z okolicznościami, ani z szatanem – tam dusza cała zatopiona w Bogu, przeniknięta Bogiem, chwali Boga, w Bogu, a tutaj – na wygnaniu? Co krok trudności, przeszkody i to do końca życia ziemskiego.

Dusza ćwicząca się w wyżej wymienionym usposobieniu, staje się po prostu cudotwórczynią, gdyż zawsze wychodzi zwycięsko i nad ciałem, jego wrogami, i nad duszą ułomną i jej wrogiem – szatanem.