1. Życie kontemplacyjne od początku do 1921 roku

S. Tajber pisze w swojej Autobiografii, że w wieku 11 lub 12 lat odczuła głos powołania do życia zakonnego. Ale pewien moment przełomowy miał miejsce na katechezie, gdy ks. katecheta mówił o Ciele Mistycznym Chrystusa. Drugim charakterystycznym zapisem jest przeżycie duchowe jakiego dostąpiła na spacerze po cmentarzu w Toruniu, gdy chorowała na oczy, przebywając w tamtejszej klinice. Wtedy uświadomiła sobie, że najważniejszym zadaniem na ziemi jest osiągnięcie zbawienia. To pytanie wciąż stało przed jej oczami i nie dawało spokoju. A więc lata dziecięce i wczesna młodość charakteryzują się odczuwaniem bliskości Boga, matki Bożej, Aniołów. Występuje praktyka życia w skupieniu, doszukiwania się w codziennych wydarzeniach odniesień (relacji) do Boga. Prowadzi własne modlitewne monologi skierowane ku Bogu. Doświadcza słów nadprzyrodzonych (sukcesywnych). Do 12. roku życia zdobywa umiejętność cierpienia „z poddaniem się losowi”, ofiarowania Bogu wszystkiego z czystą intencją.

W tym czasie, w lipcu 1902 roku doświadczyła widzenia Matki Bożej. Jeszcze mocniej pogłębiło się jej życie duchowe, gdy zwiedzała sztukę sakralną w Muzeum berlińskim, oglądając zwłaszcza obrazy Męki Pańskiej, które były dla niej spotkaniem jakby z samym Chrystusem. Budziły one w niej pragnienie zjednoczenia z Bogiem, pragnienie życia kontemplacyjnego. W 1907 roku ma widzenie Anioła Stróża. W czasie pobytu w tym mieście latach 1907/1908 przeżywa kontemplację obrazów. Jednak to pragnienie nieco osłabło podczas wakacji, w 1908 roku, spędzonym w domu rodzinnym pod wpływem ateistycznych poglądów głoszonych przez jej brata Rudolfa. Ale już w listopadzie tegoż roku przeżywa silne doświadczenie obecności Jezusa, trwające kilka dni.

Następne lata 1909-1912 były dla s. Zofii okresem wielkich zmagań wewnętrznych, które charakteryzowały się obojętnością religijną, odejściem od Kościoła. Szukała zaspokojenia tej wewnętrznej pustki literaturą psychologów angielskich i amerykańskich, a nawet stosowała sugestię. Ale pobyt w Odessie, spacery brzegiem morza Czarnego, towarzystwo brata Artura, zaczęło sprzyjać przemyśleniom religijnym, które jeszcze mocniej zaczęły powracać w czasie pobytu w Żytomierzu. Długie spacery do lasów, poprzez pola w towarzystwie myśliwskich psów były przyczyną osobistych dialogów z Bogiem. Jest to okres wewnętrznej walki, okres choroby, porażek związanych z niemożnością dalszego owocnego kształcenia się w muzyce i śpiewie, podejmowania nowych zajęć, jak malarstwo, rysunki, nauka obcych języków. Mimo tej walki duchowej w 1909 roku odczuwa gotowość wynagradzania Bogu za niewierności osób poświęconych życiu zakonnemu (zrodzoną po obejrzeniu sztuki E. Zegadłowicza, Eros i Psyche).

W tym czasie s. Tajber przeżywa kryzys wiary (noc wiary) i noc ducha, charakteryzującą się bolesnym cierpieniem i uporczywym poszukiwaniem miejsca w świecie i w odwiecznym planie Boga. Przeżyty kryzys religijny i głęboka refleksja nad głoszonymi teoriami Marksa, negującymi istnienie duchowej sfery w życiu człowieka, powoduje że w roku 1913 zrywa z poglądami brata Rudolfa, oddając mu wszystkie niereligijne książki. Po śmierci ojca, z chwilą wybuchu I wojny światowej wyjeżdża do Kijowa, ale w dalszym ciągu walczy duchowo, a dokonywana samokrytyka nie pozwala jej na powrót do wiary. Dopiero w Wielki Piątek 1915 roku weszła do kościoła św. Aleksandra w Kijowie, aby zobaczyć grób Pański tylko z ciekawości. Spojrzenie na Jezusa wystawionego w Monstrancji dotknęło ją łaską nawrócenia do tego stopnia, iż wyszeptała słowa: „Ty jesteś tym szczęściem, którego całe życie dotąd moja dusza daremnie poza Tobą szukała”. Od tego momentu stopniowo s. Tajber wraca do Chrystusa. Czytanie katolickich książek, praktyka umartwienia, codzienne uczestniczenie we Mszy św., praktykowanie od grudnia 1916 roku sakramentu pojednania (w Żytomierzu) spowodowało, że już mniej poświęca czasu muzyce, zaczyna wytwarzać atmosferę Bożą we wszystkich środowiskach, w których przebywa. Myśli nawet o porzuceniu muzyki, aby pomóc duszom ginącym na wojnie. Najbardziej przeżywa „zabicie” wiary w drugim człowieku. W tych czasach już szerzących się idei komunizmu jeszcze bardziej odczuwa ból utraty wiary przez ludzi. Pisze, że „zabicie wiary w Boga i w życie nadprzyrodzone w człowieku, jest zabiciem jego samego”. Zaś w Kijowie w dniu Zielonych Świąt w 1916 roku, będąc w kościele, na usłyszane słowa o Duchu Świętym, o Jego darach, postanawia przygotować się na Jego przyjęcie w sakramencie bierzmowania, który przyjmuje 22 lipca 1922 roku w kaplicy ks. bpa I. Dubowskiego w Żytomierzu, w obecności rodziny.

Na drugi dzień po otrzymaniu sakramentu bierzmowania, gdy modliła się w ogrodzie, cierpiąc, że z powodu choroby nie może uczestniczyć we Mszy św., usłyszała wewnętrzny głos, że Chrystus w niej żyje i jest obecny. Odtąd słowa te stają się dla niej dewizą całego życia. Zaczyna dojrzewać idea założenia nowego zakonu Duszy Chrystusowej, bowiem w kulcie Najświętszej Duszy Chrystusa widziała siłę odrodzenia człowieka i ratunek dla ludzkości. Głównym zadaniem będzie realizacja głębokiego życia duchowego poprzez cnoty miłości i wdzięczności, czyli dziękczynienia, centrum tegoż życia będzie kontemplacja, zjednoczenie z Bogiem żyjącym w duszy. Z powodu różnych trudności s. Tajber odstępuje od powołania zakonu, zamierzając wstąpić do klasztoru karmelitanek. W tym czasie s. Zofia otrzymuje widzenie głowy zbolałego Chrystusa na tle tarczy księżycowego światła. Spod cierniowej korony broczyła krew, a mieszając się ze łzami spływała po Obliczu. To widzeniu utwierdziło ją w przekonaniu założenia zakonu.

Warto w skrócie prześledzić jej niektóre Notatki zapisane od 1918 roku. W tym roku będąc w Kijowie pisze, że zastanawiała się nad sensem ludzkiego życia. Twierdzi, że każda chwila życia doczesnego ma ogromne znaczenie dla człowieka, ponieważ jest cząstką wieczności. Bóg jest blisko człowieka. Obdarzył go wielką łaską, gdyż Siebie Samego, Ducha Świętego mu zostawił, lecz ludzie „ślepi” nie umieją korzystać z Jego łaski. Jeszcze gorzej postępują, gdy Go przyjmują do serca w Komunii św., a potem obrażają Go lekkomyślnie różnymi słowami. Tymczasem człowiek powinien całkowicie kochać Boga.

W roku 1920 s. Zofia najpierw opisuje swój stan modlitwy skupienia. Zaznacza, że nie uznaje odklepywania pacierzy tylko wargami, gdyż to jest w najwyższym stopniu lekceważenie Boga. Stwórca potrzebuje serdecznego z Nim obcowania. Podkreśla, że jeden raz miała uczucie prawdziwej miłości do Boga, a właściwie doświadczenie miłości jaką Bóg ją obdarzył. Czuje jakby jej serce i dusza były zwierciadłem, w którym odbijały się wszystkie stworzenia świata, a nawet jakoby były w jej duszy. Zaleca, aby dusza zawsze była w jedności z Bogiem, której przerwać nic nie potrafi, gdy wszystkie myśli są całkowicie skoncentrowane na Nim. Chciałaby bezgranicznie miłować Boga. A jej jedynym pragnieniem jest to, by Duszę Boską, która aż do śmierci była smutną, pocieszać całkowitym oddaniem się Jej. Wspomina o doznanym uniesieniu miłości, którą, w jednej chwili, obejmowała wszystkie stworzenia i nawet samego Stwórcę. Były one tak silne, że rozumem ich człowiek nie może wytłumaczyć, gdyż „dusza stawała się jak gdyby Duszą Boga”. Nazywa to „uniesienie” arcydziełem w dziedzinie nadprzyrodzonych uczuć duszy. Jest ono wyłącznym darem Boga. I tylko Bóg udziela ich tym, którzy całkowicie oddają się Jemu. W świetle tej miłości człowiek bardziej poznaje swoją marność, i tylko dzięki niej całkowicie przekształca się. „Dusza nasza wtedy - pisze - staje się jasna, szczęśliwa, promieniejąca, lekka do lotów w świat nadprzyrodzony, gdzie nie napotykasz podobnych potworów jak: złość, nienawiść, złorzeczenie, zazdrość itp. Tam się jest zupełnie bezpiecznym, nic na cię nie czyha, przeciwnie, czujesz pełną swobodę ducha, harmonię nieskończonej doskonałości, blask przecudnych cnót; światło napełniające tę krainę tak cudne, że wywiera odradzający wpływ na dusze, które w sobie roztwarza i przekształca w swoją jasność - a nie jest ona niczym innym, jak samą Miłością”.

W tym samym roku, czyli 1920, s. Tajber opisuje stan zjednoczenia z Bogiem. Zaznacza, że na początku swego nawrócenia nie czuła tak wielkich porywów miłości. „Wgłębiając się za łaską Bożą w miłość i troskliwość Jego Boską - pisze - zaczęłam Go uwielbiać rozumowo. On, Ten słodki Bóg, z każdym dniem wzrastał w świadomości mojej w Swej piękności - Bożej miłości. Umysł mój napawał się Jego wszechmocą, Jego Boską miłującą wszechmocą! We wszystkim widziałam Jego miłość... wszędzie poświęcenie się niezrozumiałe dla rozumu ludzkiego... jasność Boża z dniem każdym opromieniała umysł mój, czyniąc duszę moją wrażliwą na Jego Boską miłość... Wtedy, gdy poznawałam miłość Bożą ku nam, dusza moja stawała się jakby przezroczystą i gotową do wzajemnej miłości ku Bogu... On mnie tak prowadził, usuwając wszystko co stało na przeszkodzie do tej miłości i z dniem każdym, gdy się oczyszczał umysł mój od błędnych pojęć, napełniając się prawdą Bożą, pojawiała się czystość serca - serca, które już niczego nie pragnęło, tylko objąć rozumem i duszą całą miłującą, Tego Boskiego Jezusa. .. Poznanie życia Chrystusa było dla mnie pokarmem, a jego Miłość - życiem. Nie wiem, może to Bóg za tę moją wiarę w Jego Boską miłość ku mnie zlewał łaski Swoje i zlewa, dając odczuć tę rozkosz słodką, którą jest miłość Jego... Czując Jego miłość ku sobie zaczęłam kochać duszę swoją już nie po ludzku, a po Bożemu, więc pragnienie, tęsknota niewymowna pojawiły się za czystością duszy, którą w całości chciałam ofiarować Bogu. Bóg Najwyższy przyjął to pragnienie i uświęcał je z dniem każdym”.

za: Ks. Stanisław Urbański, Mistyczki niepodległej Polski 1918-2018, Warszawa 2018.