Życie i działalność Matki Pauli Zofii Tajber

Zofia Tajber urodziła się 23 VI 1890 r. z emigrantów śląskich, Rudolfa i Marii z Luksów, którzy osiedliwszy się w Białej Podlaskiej, założyli tam tartak oraz fabrykę sztyftów i prawideł szewskich. Gdy Zosia, ich 15-te dziecko, miała pięć latek, wywędrowali do Żytomierza na Wołyniu, zakładając podobne przedsiębiorstwo i dając zatrudnienie około 300 robotnikom z Kongresówki. Tutaj Zofia uczy się w rosyjskiej szkole średniej pobierając dodatkowe lekcje polskiego w domu. Społeczna atmosfera domu, gdzie rodzeństwo żywo dyskutuje nad sprawą poprawy położenia robotników, kształtuje także umysł i serce dziecka, które zaczyna uważniej obserwować pracowników w warsztatach ojca patrząc w ich twarze czy przebija się z nich zadowolenie. Zapamięta dobrze, że w domu wiele mówiono o wydanej wówczas przez Leona XIII encyklice "Rerum novarum". 

Wszystko, cokolwiek otaczało i zajmowało Zofię, posiadało oprócz zwyczajnej jakąś inną jeszcze, tajemniczą wymowę. Zabawy w sklep z towarzyszkami przed domem, piosenki dziewczęce, wycieczka z rodzicami po rzece Teterew, wszystko zdawało się jej zapowiadać powołanie do uprawy jakiegoś piękniejszego ogrodu i do zrywania kwiatów wyższej miłości. Wiedziona przeczuciami, że będzie służyć cierpiącym i biednym, stara się do tego przygotować sposobem, który później określi następująco: "pragnęłam być coraz to lepszą". Dziecinną "kradzież" bułki zabranej z domu bez pozwolenia starszych opisze później jak św. Augustyn kradzież gruszek. 

Staranie o życie duchowne utrzyma się u niej w czasie gimnazjum. Drogę do odległej o 4 km szkoły poświęca myślom o Bogu, powrót zaś obserwacjom przyrody i powtórce lekcji.

Gdy po ukończeniu gimnazjum Zofia wyjawia myśl wstąpienia do klasztoru, rodzina wyraża sprzeciw.  Niewierzący brat podsuwa Zofii "mądre" książki ateistyczne Voltaire'a i Nietzschego, aby "wybić jej z głowy" życie w zakonie. Złe rozmowy o Kościele i księżach dokonują reszty, podważają wiarę Zofii i wszczepiają jej przesadny krytycyzm względem autorytetów nie wyłączając ojca. Zofia przestaje się modlić. Pozostaje jej tylko miłość przyrody i sztuki. Stwórca nie poskąpił jej bowiem uzdolnień muzycznych, śpiewa ona pięknym sopranem.

W poszukiwaniu szczęścia w sztuce oddaje się studiom muzycznym i ćwiczeniom śpiewu, podejmując je w r. 1911 w Kijowie, a uzupełniając w Berlinie i w Warszawie. Niestety spotyka ją zawód, gdyż odkrywa coraz bardziej rozdźwięk i pustkę w samej sobie. Na dodatek stwierdza, iż jej indywidualność wyodrębnia się do tego stopnia, że nie potrafi z nikim zawrzeć jakiejś szczególniejszej przyjaźni. 

Ośmioletnią rozterkę przerywa wreszcie wybuch Wojny Światowej i przewrót w Rosji, które i nią samą wstrząsają do głębi. To co widzi i o czym słyszy, poczyna z kolei podważać przesadny u niej kult myśli ludzkiej i wiarę w nieograniczoną siłę woli. Zaczyna przeprowadzać rewizję swoich poglądów i to doprowadza ją do odnalezienia tego, o czym marzyła już w dzieciństwie.

"Całe życie poszukiwałam", to wyznanie Zofii odnosi się także do okresu jej odejścia od Kościoła. Kto szczerze poszukuje, ten w końcu zawsze znajduje. Zetknięcie się z księdzem Ignacym Dubowskim, późniejszym biskupem Łucko-Żytomierskim stało się w życiu Zofii Tajber punktem zwrotnym. Inne książki zaproponowane przez księdza, ukazują Zofii Kościół od strony interesującej i pięknej. W r. 1915 Zofia klęka u kratek konfesjonału. Odtąd rozpoczyna systematyczną pracę wewnętrzną. Osiągnięcia duchowne i łaski są tak znaczne, że ks. Dubowski poleca jej spisywać swoje przeżycia i oświecenia. 

Czytając w r. 1918 pisma św. Teresy stwierdza Zofia, że Bóg prowadzi ją do siebie "drogą mistyczną". Wyraźnie wyczuwa, że ktoś ją kocha miłością nadludzką i tę ogromną miłość wlewa jej do serca. Po kilku latach już prawie nie poznaje samej siebie. Odmianę swoją i rozwój tłumaczy w ten sposób: "Muszę zaznaczyć, że od chwili gdy poznałam i pojęłam nieskończoną Miłość Boga do każdej duszy ludzkiej, dla której On Bóg stał się Człowiekiem, już nigdy w tę Jego Miłość ku mnie nie wątpiłam, i ona była moją we wszystkim dźwignią". 

Prowadzona drogą miłości i wdzięczności względem Boga, Zofia przeżywa zapały i wzloty. Usiłuje przywoływać do głosu krytyczny rozum i odrzucać nadzwyczajności. Mówi sobie: każdy człowiek powinien kierować się rozumem. Nie chce tych nadzwyczajności, dlatego to, co ją spotyka, jest dla niej upokorzeniem. Czuje się słabym dzieckiem a równocześnie czuje się ukochaną przez Boga. Zdrowy rozsądek nakazuje jej posłuszeństwo Woli Bożej i spowiednikowi jako jedyne zabezpieczenie na tej szczególnej drodze. 

W okresie obecnym, o którym powie, że "Miłość stała się jej życiem" powstaje w niej myśl założenia nowego zakonu, opartego na zasadzie miłości, wdzięczności i wierności. Dotychczasowe jej doświadczenie wewnętrzne dowiodło jej, że miłość to najbardziej życiodajna siła i sekret szczęścia. Wdzięczność zaś to szczególny, synowski przymiot Duszy Jezusa Chrystusa ożywiający Go względem Ojca, a zadaniem zaś specjalnym nowego zakonu będzie kontemplacja i cześć Najświętszej Duszy Jezusa Chrystusa. Nawet żart starszej w rodzinie siostry zdawał się popierać projekt: "Jeśli Zofia chce wstąpić do klasztoru, to może sobie założyć klasztor w naszym ogrodzie". 

Okres pobytu w Żytomierzu, chociaż już tam w r. 1919 podejmuje z dwiema innymi towarzyszkami próbę życia wspólnego, jest okresem przedwstępnym i czasem formowania się w umyśle Zofii pojęć o celach i charakterze mającego powstać zakonu. Myśl jej koncentruje się na prawdzie o obecności Chrystusa w członkach Mistycznego Ciała. Kontemplacja doskonałości Duszy Chrystusa rozpala w niej pragnienie, by piękno i bogactwo tej Duszy zabłysło nowym blaskiem w Kościele. 

W r. 1920 przybywa z gotowym planem do Krakowa i przedstawia miejscowej władzy kościelnej sprawę nowego zakonu. Zanim nastąpią jakieś widoczne osiągnięcia, panna Zofia Tajberówna i jej towarzyszki muszą przejść szkołę ubóstwa, pracy i cierpienia. Poszukiwania pierwszego noclegu przez umęczone uciekinierki ze wschodu, praca służebna w rozmaitych domach delikatnej i nienawykłej do pracy fizycznej Zofii, nieufność ludzka, wreszcie przykrości doznawane od towarzyszki, oraz nieustanne badanie jej przeżyć wewnętrznych - wszystko to było solidną zaprawą Zofii do dzieła budowania. 

Wiedziona przekonaniem, że wszystko co wielkie wspiera się na Krzyżu, wytrzymuje wszystko i nie narzeka z powodu cierpienia. Od kilku już lat powtarza sobie regułę, ułożoną dla siebie i dla zakonu: "Cierpieć nie będę, choć będę cierpiała, gdyż nie chcę, byś Ty, mój Jezu, cierpiał we mnie, a miał w mej duszy słodkie odpocznienie". Zanim otrzyma zezwolenie na założenie stowarzyszenia religijnego, przechodzi wprzód formację duchowną i dokształcenie religijne pod kierunkiem kilku ojców jezuitów. Kiedy arcybiskup Stefan Sapieha, metropolita krakowski udzieli zgody, Zofia przystępuje do dzieła. Dnia 24 X 1923 r. następuje na Prądniku Białym pod Krakowem otwarcie pierwszego domu "Katolickiego Stowarzyszenia dla pogłębienia życia religijnego ku czci Przenajświętszej Duszy Chrystusa Pana".

Nazwa "Biały Prądnik" bardzo się Zofii spodobała. Tłumaczyła ją sobie proroczo: "Tutaj popłynie prąd, który będzie wybielał dusze". Miłość człowieka, będącego już członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa lub mającego się nim dopiero stać dzięki  apostolstwu, skłaniała Zofię do niesienia pomocy ludziom żyjącym w trudnych warunkach. Jeśli ja cieszę się posiadaniem Chrystusa, to muszę Nim promieniować na bliźnich poprzez życzliwość, miłość i uczynki. Tak pojęta duchowość harmonizowała doskonale z życiem praktycznym. Gdy ktoś zapragnął z nią rozmowy, stwierdzał, że zetknął się z osobą głęboko wyrobioną, ale całkiem zwyczajną. Głębsze przeżycia wewnętrzne ułatwiały Zofii kontakty z ludźmi, kazały jej szukać człowieka. 

Przystępując do dzieła fundatorskiego Zofia Tajber nosiła w sobie od dawna pragnienie znalezienia takiej działalności, czy po prostu takiej pracy, która by równocześnie jak najbardziej uwielbiała Boga, jak najwięcej przynosiła pożytku bliźnim oraz jak najskuteczniej uświęcała samego apostoła. Miejsce, w którym znajdowała się pierwsza placówka Stowarzyszenia wydawało się dostarczać taką właśnie pracę. Wioskę odległą od Krakowa o 4 km, bez połączeń komunikacyjnych z miastem, bez kościoła, zamieszkiwała ludność rolniczo-robotnicza. Poza czteroklasową szkołą ludową żadnego ośrodka kulturalnego ani religijnego w niej nie było. Po przybyciu sióstr powstaje tutaj ochronka dla opuszczonych dzieci, punkt katechetyczny dla młodzieży i starszych; niesie się pomoc starcom po domach, organizuje się punkt opatrunkowy, kuchnię dla biednych; urządza się kursy krawieckie, zebrania świetlicowe i odczyty religijne. 

Dla zaspokojenia potrzeb religijnych ludności Zofia podejmuje myśl budowy publicznej kaplicy. Sceptycy słysząc o tym mówili: "Szwaczki chcą tam coś urządzić". A jednak, mimo trudności, już w r. 1927 otwarta zostaje duża kaplica. Tutaj dzieci i młodzież zamiast wałęsać się i wyprawiać burdy jak występuje w amatorskich zespołach, uczestniczy w kółkach ministranckich i różańcowych. 

Nieobce były również Matce Tajber sprawy materialne ludności. Dla uchronienia, zwłaszcza biedniejszej warstwy, przed wyzyskiem ze strony ówczesnych spekulantów, poleca swym siostrom prowadzenie rozmaitych pracowni, zakładów i sklepów na peryferiach miasta i w wioskach. Nawet we śródmieściu można było znaleźć się w sklepie, gdzie za ladą usługiwała zakonnica w białym rondowym czepku. Dochód uzyskany ze sprzedaży przeznaczany był na cele charytatywne, gdyż równocześnie z otwieraniem sklepów zakładano ochronki. 

Założycielka miała niezwykle szlachetne pojęcie pracy, wskazywała na jej sens równocześnie głęboko społeczny i chrześcijański. Poucza siostry, że powinny szanować każdą pracę, "podnosząc ją nawet do godności nabożeństwa". Nawet handel można uduchowić i sprawiś by był chrześcijański, czyniąc go służbą bliźnim i służbą Bogu. Matka mówiła siostrom, żeby okazje kontaktu z ludźmi pracy  wykorzystywały dla pociągnięcia ich do Boga poprzez uprzedzającą życzliwość i dobroć. Jeśli w zakonnicy mieszka Chrystus a ona oddaje Mu się całkowicie, wówczas Chrystus będzie przez nią mówił, kochał, działał, po prostu promieniował. 

Matka Zofia Tajber, dla której ideałem było "żyć z Jezusem, w Jezusie, dla Jezusa i Jezusem", czyli zjednoczyć się z Nim jak najściślej, była osobą promieniejącą i pociągającą. Dla niej praca to radość i zdarza się, że gdy w czasie plewienia chwastów i przerywania jarzyn wzywają ją do rozmównicy, zjawia się z pomalowanymi od buraków rękami. 

Działalność stowarzyszenia grupującego się wokół Matki Tajber płynęła z umiłowania Najśw. Duszy Chrystusa i wszystkich dusz ludzkich. Za podwalinę swego dzieła i za przewodnie światło w życiu swojej rodziny duchowej postawiła Matka Założycielka prawdę o Mistycznym Ciele Chrystusa, czyli o tajemniczym życiu Chrystusa w członkach Kościoła. Szczegółowe prawdy wysnute z powyższej tajemnicy wprowadziła jako normy życia w duchowość Stowarzyszenia, a potem Zgromadzenia. 

Przede wszystkim siostry żyją wespół z Chrystusem w nich zamieszkałym. We wzajemnym odnoszeniu się do siebie zapatrują się zawsze na Chrystusa przebywającego w bliźnim. Całe postępowanie, zmysł społeczny i eklezjalny, duch misyjny i apostolski, praca nad sobą i praca zewnętrzna, miłość i przywiązanie do zakonu formowane są i przepajane wiarą w żyjącego w nas Chrystusa. Matka Założycielka czuła stale nacisk Chrystusa domagającego się: "dajcie mi żyć w duszach". Tłumaczyła to następnie w ten sposób: Chrystus pragnie przez to nieskrępowane życie w duszy upodabniać nas, dzieci Boże, do Siebie jako Pierwowzoru Synowstwa Bożego. Następnie przez nas działać, ujawniać swoje myśli, zamiary i doskonałości, wreszcie innych ludzi uświęcać i zbawiać poprzez naszą posługę. 

Poprzez życie w nas Chrystus pragnie promieniować na cały nawet świat. Matka Tajber jest głęboko przekonana, że jeśli grzech wywiera destruktywne skutki w życiu społeczności, to tym bardziej uświęcenie i zbawienie wielu dusz zależy od naszego uświęcenia. "Odrodzenie dusz naszych - mówiła siostrom - jest konieczne. Tego wymaga współczesne położenie całego rodzaju ludzkiego. Jesteśmy pierwocinami odrodzenia". W pewnych rekolekcjach złożyła deklaracje: "Celem naszej Sprawy jest żyć Jezusem w nas zamieszkałym, by dać Jezusowi możność posiąść nas całych dla Siebie, Boga, by Jezus przez nas mógł się przejawiać nie tylko na bliskie otoczenie lecz na cały świat". 

W mówieniu i pisaniu o tajemnicy Chrystusa w nas Matka Założycielka była wprost niewyczerpana. Pozostawiła w tym przedmiocie szereg myśli i wspomnień duchownych, listów tchnących osobistym żarem nabożeństwa. Przez 40 lat rządzenia i pracy wychowawczej zakorzeniała swoje dzieło w tajemnicy Ciała Mistycznego, nawołując nieustannie siostry do życia z Chrystusem i do świadomego budowania Ciała Mistycznego.

Świadomość posiadania wielkiego dobra rodzi w sercu radość i poczucie szczęścia, zapał do działania i chęć dzielenia się szczęściem z innymi. Zofia Tajber to istota siejąca wokół radość i czyniąca pokój. Mówiono o niej: "gdzie jest Matka, tam robi się jasno". Rekreacje z nią były pełne wesołości. Gdy się która z sióstr dziwiła, odpowiadała: "Bierzmy życie takie, jakie jest". A trzeba wiedzieć, że Matka Tajber jako założycielka miała wiele cierpień i napotykała wiele przeciwności. Lecz czuła w sobie samej potężniejszą siłę miłości i szczęścia. "Teraz się naśmiejemy, a potem będziemy milczeć, pracować, modlić się...". 

Przyjmowała do swej rodziny wszystkie dziewczęta, nawet bez posagu, byleby tylko miały serca czyste i chęć do służby Bożej. Nie znosiła natomiast "mazgajów", leniuchów, melancholiczek, albo jednostek grzebiących stale w swoich grzechach. Ciągłe zajmowanie się grzechami już odpuszczonymi obraża Boga i przeciwne jest powołaniu do miłości i szczęścia. "Jesteście tymi dziećmi szczęścia - tłumaczyła siostrom - które mają szczęście Boga nieść we wszystkie strony świata". "Wszystkie dusze mają być ogrzane waszą miłością". "Kto nosi szaty zakonne, ten musi mieć serce złote a duszę jak słońce, które oświeca, ogrzewa, zapala i pobudza do życia". Radosną służbą Bożą zdobyła sobie Założycielka jak i jej siostry niejednego sympatyka i obrońcę tworzącego się zgromadzenia.

Wpajany przez Zofię Tajber ideał życia wespół z Chrystusem, uduchowiana praca i radość wydały i nie przestają nadal wydawać owoców, które dają świadectwo, o zgromadzeniu. Mimo to, na początku niektóre panie z wyższych sfer, patronujące akcji charytatywnej, wróżyły głośno rychły zgon inicjatywie Tajber. Ich proroctwo zdawało się potwierdzać odejście pierwszej współpracowniczki Założycielki; oraz fakt, że z 17 pierwszych dziewcząt, które przystąpiły do dzieła, wytrwało tylko kilka. Mistycyzm Założycielki i pewne jej wyrażenia wywoływały także jeśli nie dezaprobatę, to przynajmniej rezerwę wśród szeregu osób duchownych i teologów; wreszcie organizacja Matki Tajber, w jej myśli przewidziana i faktycznie na zewnątrz formująca się jako zakon, wciąż nie miała kanonicznej aprobaty i trwała na statucie tylko religijnego stowarzyszenia. Jednak jako dzieło ducha stowarzyszenie wzrosło i trwało. W r. 1949, kiedy posiadało 16 placówek w pięciu diecezjach Polski i 95 członkiń, otrzymało kanoniczną erekcję jako zgromadzenie zakonne. 

W okresie najcięższych prób, tj. w czasie wojny i okupacji Stowarzyszenie Matki Tajber zdało egzamin niejako z wyróżnieniem. Zburzone albo ograbione domy i sklepy zdawały się bardziej rozpalać w siostrach płomień poświęcenia. Do Domu Głównego przygarnęły ok. 40 opuszczonych chłopców, w innych znowu ukrywały dzieci żydowskie. Zaopatrywały wysiedlonych, uciekinierów, partyzantów, organizowały pomoc dla jeńców w barakach i za drutami. W kilku placówkach utrzymywały, w oparciu o zbiórki, kuchnie ludowe. W jednym tylko domu na Prądniku Białym wydawano przeciętnie na rok 70 tyś. obiadów. W kuchniach tych pracowały 22 siostry. 

Wszystkie prace zewnętrzne opierają się na głębszej pracy, mianowicie na pracy wewnętrznej, która wydaje owoce, chociaż niewidzialne, to dla życia zakonnego najistotniejsze. Założycielka, zakreślając bardzo szeroki wachlarz działalności, nie przeoczała hierarchii różnych prac, dlatego zwracała siostrom uwagę: "Dopiero ta dusza jest rzeczywiście pożyteczna w zgromadzeniu, która nigdy nie ustaje w pracy wewnętrznej nad sobą. I pomimo, że spełnia różnego rodzaju prace zewnętrzne, to przecież nadaje im charakter wewnętrzny". 

Życie duchowne nie zasklepiało Założycielki i jej córek duchownych wewnątrz siebie. Najbardziej nawet wewnętrzna praca posiada u nich wymiary społeczne. Ukazała ten aspekt szeroko patrząca Założycielka, kiedy Zgromadzenie otrzymało od Księcia Kardynała Stefana Sapiehy kanoniczne zatwierdzenie. Oto główne ujęcie jego celu: 

a) szerzenie czci Najświętszej Duszy Chrystusa Pana i ukazywanie przez to wielkiej wartości każdej nieśmiertelnej duszy; 
b) uświadamianie ludzi o życiu Pana Jezusa w duszach ludzkich i zapalanie ich do potęgowania w sobie życia Bożego; 
c) pouczanie o odpowiedzialności każdego członka Mistycznego Ciała Chrystusa na ziemi za wzrost i rozwój tego Ciała. 

Do osiągnięcia tego celu Zgromadzenie podejmuje różne prace, do których należą: 

a) katechizacja dzieci i młodzieży; 
b) rozbudzanie w społeczeństwie ducha apostolskiego i misyjnego; 
c) prowadzenie zakładów wychowawczych, warsztatów, pracowni i szkół, organizowanie ośrodków pracy i punktów usługowych; 
d) pielęgnowanie chorych i wspieranie biednych; 
e) służba Kościołowi w aktualnych potrzebach. 

Do powyższych celów Zgromadzenie dąży przez zespołową pracę, rodzinną atmosferę panującą w życiu wspólnym, prostą organizację zarządu, równość wszystkich sióstr bez podziału na chóry. 

Najpiękniejsze owoce rosną jednak na drzewie Krzyża. Zakon Najświętszej Duszy Chrystusa, pomyślany przez Matkę Tajber nie ma być jednak nastawiony na specjalne, wyszukane, pokuty i umartwienia. Krzyż Chrystusowego cierpienia i umartwienia i tak siostry poniosą, ale radośnie, bez skargi, mówiąc sobie: "nie będę cierpieć, choć będę cierpiała". Umartwienie, wynikające samo z ziemskich warunków życia, nie przestrasza, gdy się je widzi w blasku miłości. Krzyż niesiony z miłości bardziej ozdabia niż ciąży. 

Osiągnąwszy upragnione zatwierdzenie swego dzieła, Matka Tajber wchodzi w okres życia głębszy ale też i boleśniejszy. Zachowuje żywość właściwą młodości, temperament zrównoważony, optymizm i zdolność szerokiego patrzenia. Obserwator M. Tajber w celu zebrania materiału do studium charakterologicznego zapisał: "Matka Założycielka, kobieta lat 60-ciu, średniego wzrostu, postać o pełnych kształtach. Postawa jej pewna, wyrażająca poczucie godności osobistej, wzbudzająca szacunek. Ruchy spokojne, miękkie i delikatne... Chód poważny, równy, spokojny... Wyraz twarzy skupiony lecz nie marmurowy... Spojrzenie piwnych oczu głębokie. Można powiedzieć, że odbija się w nich... tajemnicza głębia życia psychicznego... W działaniu jest rozważna, stanowcza i zdecydowana. Zanim da odpowiedź decydującą, rozważy wszystko za i przeciw. Pracę organizacyjną prowadzi planowo. Ma dar koncentracji w działaniu... Posiada zdolność przyjaźni, kontaktowność w stosunku do osób na różnym poziomie inteligencji...". 

W ostatnim dziesiątku lat życia cechuje ją szerokie, horyzontalne widzenie świata. Wchodzi w cierpienia "ludzkiej rodziny", bada przyczyny klęsk społecznych natury moralnej oraz poszukuje środków zaradczych. Dochodzi do stwierdzenia, że konieczna jest głębsza świadomość społeczna w członkach Kościoła, albowiem i dzisiaj Chrystus pragnie kontynuować swoje dzieło zbawcze, przez pośrednictwo swego Mistycznego Ciała. Potrzeba przeto, aby każdy z nas przeżywał swoje powołanie, prace, cierpienia i doświadczenia w łączności z Chrystusem niosącym Krzyż. 

Czego innych nauczała, to też i sama zachowała w chwili najboleśniejszej próby. Wolna od Urzędu Przełożonej Generalnej, lecz nadal uważana i otaczana szacunkiem jako Założycielka, przenosi się na wiejską placówkę w r. 1961. Rozstaje się z domem macierzystym pogodnie, uspokajając umysły sióstr aktami dziękczynienia Bogu: "Dobrze, Wola Boża, Wola Boża!" daje świadectwo posłuszeństwa i przywiązania do Kościoła świętego. Wzbudza akty miłości powszechnej i nadal obdarza wszystkich uśmiechem. 

Półtora roku trwała jej rozłąka z kolebką Zgromadzenia. Choroba przewodu pokarmowego i wynikłe stąd powikłania w niczym nie naruszają jej zwykłego pokoju ducha. Lekarza opiekującego się nią w ciężkiej chorobie zadziwia szerokim zainteresowaniem, sprawami otoczenia, Kościoła i świata. W dzień przed śmiercią wypowiada z uśmiechem do sióstr słowa: " Niech siostry żyją Panem Jezusem i kochają siebie nawzajem ". Patrzący na nieprzytomną już chorą odnosili wrażenie, że dusza jej jest już całkowicie w ręku Boga. 

Zmarła 28 maja 1963 r. w Siedlcu pod Krakowem i pochowana została na prądnickim cmentarzu w Krakowie. Życiem swoim i dziełami oddała cenne świadectwo wierności postanowieniu Stowarzyszenia z r. 1929: "Będziemy zawsze posłuszne Kościołowi, choćby i do tego doszło, że skasowaliby nasz zakon zupełnie". Wierność tę potwierdził abp Wojtyła w pogrzebowym kazaniu: "Była posłuszna Kościołowi, chciała być posłuszna, i taką ją oddajemy Bogu". 

O. Otto Filek OCD 

    To całkowite oddanie się Bogu i Kościołowi wydało owoce. Szerząca się sława świętości Matki Pauli Zofii Tajber pozwoliła na otwarcie w 1993 roku jej procesu beatyfikacyjnego. Dnia 5 kwietnia 1994 roku doczesne szczątki Służebnicy Bożej zostały przeniesione z białoprądnickiego cmentarza parafialnego do sarkofagu w kaplicy Domu generalnego Zgromadzenia w Krakowie. 
Obecnie Siostry Duszy Chrystusowej, żyjąc charyzmatem przekazanym przez Założycielkę, podejmują działalność apostolską w Polsce, w Kamerunie i w USA na Florydzie.

źródło: www.duszajezusa.pl